Wszystkie postaci i zdarzenia opisane w tej recenzji – nawet te oparte na osobach prawdziwych – są całkowicie fikcyjne. Głosy celebrytów są w grze podkładane – i to kiepsko. Recenzja ta może zawierać niestosowny język i – z uwagi na tematykę – nie powinna być przez nikogo czytana.
Oczywiście powyższej formułki nie powinno brać się na poważnie (zwłaszcza fragmentu o nieczytaniu tego tekstu), gdyż chyba każdy, kto choć trochę zainteresował się kultowym już dla amerykańskiej popkultury serialem o perypetiach dzieciaków z małego miasteczka w stanie Kolorado wie, iż taki tekst o podobnej treści pojawia się jeszcze przed czołówką „South Parka”. Nie bez powodu, ponieważ wbrew pozorom kreskówka zdecydowanie nie jest dla osób niepełnoletnich czy tych, którzy łatwo się obrażają. Mógłbym teraz rozpływać się nad serialem godzinami, ale to by się mijało z celem. Tutaj opiszę moje wrażenia z najnowszej gry opartej na tymże serialu – bezpośredniej kontynuacji „Kijka Prawdy” sprzed 3 lat.
Od razu podkreślę, że ta recenzja została napisana przez osobę, która bardzo dużo ogląda i wie o South Parku. Starałem się opisać wszystko tak, aby nawet ci, którzy nie znają dzieła duetu Parker-Stone wiedzieli o co mniej więcej chodzi. Dodatkowo będą porównania do „Kijka Prawdy”, więc osobiście zalecam zacząć od właśnie tej produkcji (możliwe niewielkie spoilery), a dopiero po jej ukończeniu brać się za „Złamanego Dupala”, jak to sam sobie tłumaczę na polski omawiany tytuł. Grałem w wersję PC, dostępna jest też wersja na PS4 oraz XOne.
Narodziny nowego herosa
Cała przygoda rozpoczyna się zaraz po zakończeniu historii z Kijkiem Prawdy. Jest 627 r. naszej ery i nadal trwa wojna pomiędzy czarownikami a elfami o posiadanie cennego patyka dającego władzę nad wszechświatem. Elfy jednak nie mają szans, kiedy na czele czarodziejów staje pogromca smoków – Nowy, a tak właściwie Król Dekiel. Jednak nagle rywalizację przerywa gość z przyszłości, dokładnie z 2017 roku. Jest nim Szop – superbohater, który oznajmia, iż obecnie potrzebni są herosi z Szopa i Przyjaciół, aby zwalczyć wzrost przestępczości… i znaleźć zaginionego, starego kota. Po to, aby dostać sto dolców, które z kolei zostaną przeznaczone na zrobienie lepszej serii o superbohaterach niż ich rywale – Kumple Wolności.
Taki stan rzeczy zdecydowanie nie jest nam na rękę. Jeszcze przed chwilą byliśmy władcą jednej z stron, a teraz z uwagi na to, iż nigdy nie graliśmy z kolegami w superbohaterów, zostajemy odrzuceni i nazwani przez Cartmana „kretynem”. To oznacza ponowne starania się o zaznaczenie swojej pozycji w grupie. Pomimo oporów Szop zgadza się w końcu nas włączyć do ekipy. Wybieramy klasę, dostajemy traumatyczne wydarzenie z przeszłości (nie chcecie wiedzieć jakie) i… ruszaj przygodo! Tylko jak to w miasteczku w stanie Kolorado bywa, coś, co na wstępie wygląda na zwykłą zabawę 9-10 latków, z czasem staje się coraz bardziej pokręcone i irracjonalne, mniej więcej jak w „Ferdydurke” Gombrowicza.
Kwadratowa walka
Dobrze, skończę już to streszczenie, przecież to ma być recenzja. Najlepiej chyba będzie ją zrobić poprzez sprawdzenie, co (oprócz fabuły) zmieniło się w porównaniu do hitu sprzed 3 lat. Największą zmianą jest zupełnie przebudowany system walki. W „Kijku…” zawodnicy stali w jednym miejscu, przez co nasza tura najczęściej polegała na wyborze broni i wskazaniu celu, ewentualnie w międzyczasie korzystaliśmy z ekwipunku, by np. uleczyć siebie lub kolegę. Tym razem bohaterowie poruszają się po kwadratowej siatce, co oznacza możliwość poruszania się po polu gry.
Dzięki takiej zagrywce gra znacznie zyskuje pod kątem taktycznym. Pomaga w tym fakt, iż każda akcja ma określone pole działania. Jedne ruchy są bezpośrednie, drugie pozwalają na zaatakowanie z daleka, a jeszcze inne lecą pionowo, poziomo czy na krzyż. Co jakiś czas zdarzy się walka, gdzie celem będzie nie tylko pokonać oponentów, ale też na przykład uciekać przed goniącym nas śmiertelnym zagrożeniem czy… zmierzyć się z faktem, że przeciwnik w połowie walki postanowi w jawny, perfidny sposób oszukiwać dla zyskania przewagi. I to czasem naprawdę mocno. Niemal każda grywalna postać ma też supermoc, która pozwala zadawać większe obrażenia niż zwykłe ciosy. I oczywiście jest bardzo efektowna. Jest jednak haczyk – aby jej użyć należy naładować do końca pasek na górze ekranu, co trwa kilka kolejek.
Potęga zwieracza
Ale to nadal nie wszystko – wraz z postępami zyskujemy specjalne umiejętności. A co to byłby za South Park, gdyby nasza największa moc nie pochodziła… z własnej dupy? Owszem, tak jak w poprzedniej grze naszą tajną bronią są pierdy. Ale nie byle jakie pierdy, bo te potrafią namieszać w czasie. Serio. Dzięki nim możemy anulować turę antagonisty w dowolnym momencie poprzez cofnięcie czasu. Minus jest taki, iż ponownie można tak zrobić dopiero po 3 turach. Można też czas zatrzymać na kilka sekund i walić pięścią kogo tylko chcemy bez konsekwencji. Ten ruch z kolei regeneruje się 4 tury. Dlatego ważne jest, aby umiejętnie gospodarować swoim zwieraczem. A to i tak tylko ułamek tego, co możemy zdziałać z czasem dzięki pierdzeniu, ale nie będę już zdradzał więcej, by nie psuć frajdy.
Jeśli ktoś ma nadzieję, że bąki są potrzebne tylko do walki, to niestety muszę powiedzieć, że one są potrzebne… w sumie non-stop. W trakcie zwiedzania naszego miasteczka co rusz będziemy spotykać przeszkody w postaci wysokości, ciężkich przeszkód czy… klocków lego, które robią za lawę. Aby przeskoczyć te bariery, konieczna jest pomoc przyjaciół. A ci w tym celu wykorzystują właśnie nasze gazy. A to trzeba będzie komuś napierdzieć prosto w twarz, a to trzeba będzie wywołać ciśnienie potrzebne do usunięcia lawy, a to trzeba będzie chomika… dobra, tu stopuję.
A tak pobocznie…
Może przejdźmy do kwestii eksploracji. W „Kijku…” akcja rozgrywała się nie tylko w samym mieście, ale również w statku kosmicznym czy Kanadzie. „The Fractured…” z kolei oferuje tylko miasto. „Kicha, mniejsza mapa = mniejsza frajda” – można powiedzieć. Otóż niekoniecznie. Gra oferuje poza głównym wątkiem także kilkanaście zadań pobocznych. Każde z nich ma swoje gagi i moim zdaniem warto je wykonywać. A nawet trzeba, bo w pewnym momencie może się okazać, iż nasz poziom mocy może być niższy od tej sugerowanej przez produkcję. I ponownie nie będę wymieniać tych mini-gierek dla zachowania niespodzianki. Zdradzę tylko, że moją ulubioną poboczną misją jest zbieranie tzw. yaoi z Craig’em i Tweek’iem. Bo czemu by nie? Śpieszę z wyjaśnieniem, iż yaoi to azjatyckie obrazki ukazujące miłosne relacje męsko-męskie. Jest ich do zebrania z 40 i każde moim zdaniem jest co najmniej urocze.
Deklu… Co to k…a było?!
I teraz chyba najważniejsza kwestia, jeśli chodzi o gry tego typu – sama fabuła. Każdy kto ogląda serial doskonale wie, iż większość odcinków wygląda tak:
pojawia się błahy problem -> problem eskaluje do rozmiarów absurdu -> problem zostaje rozwiązany w sposób niewytłumaczalny pod kątem logiki, pozostawiając jedno wielkie WTF
Nie inaczej jest i w omawianej tutaj grze. Nic dziwnego – zwłaszcza, że nad scenariuszem pracowali sami twórcy SP – Trey Parker i Matt Stone. Jednakże po tym, jak ukończyłem główny wątek, odniosłem wrażenie, że zabrakło mi jakiegoś „walnięcia”, czegoś jeszcze. Kiedy zobaczyłem listę płac w „Kijku…”, to miałem taki WTF z uśmiechem na ustach. Kiedy dotarłem do napisów końcowych w „Dupalu”, to też miałem WTF… ale zamiast uśmiechu miałem lekki niedosyt i proste zapytanie w głowie – „już koniec?!”. I po chwili zastanowienia uświadomiłem sobie skąd to wrażenie.
Jak pewnie niektórzy wiedzą, w „Kijku Prawdy” nie było żadnych hamulców. Nic dziwnego, że gdy cenzorzy zobaczyli [SPOILERY!], jak główny bohater robi Randy’emu aborcję czy jak dostaje od kosmitów sondę analną utkwioną w dupie, to postanowili ocenzurować wersje na europejskie konsole, wycinając zupełnie kilka najbardziej ostrych scen. „Złamany Dupal” nie został ocenzurowany, a to prawdopodobnie dlatego, iż w porównaniu do poprzednika wydaje się być bardzo grzeczny. Jak na standardy serialu oczywiście, bo pomimo tego to nadal jest produkcja 18+. Mimo to szkoda, bo liczyłem na zupełną jazdę bez trzymanki. Cóż, oczekiwany, fabularny mindblow pozostał, tylko zabrakło trochę jaj, odwagi.
Nie zrozumcie mnie źle – to nadal gra i to bardzo dobra dla kogoś takiego jak ja – stałego widza kreskówki. Odwzorowanie wyglądu z serialu ponownie postawione jest na najwyższym poziomie. Można łatwo zapomnieć, że to jednak gra, a wtedy śledzi się losy Cartmana i spółki tak, jakby się oglądało kolejny epizod. Tyle że wydłużony, bo trwa tak z 10-15 godzin. Ważna kwestia – nie ma opcji multiplayer, jest tylko sam tryb fabularny, więc ta produkcja jest „jednorazówką”. Miejcie to na uwadze jeśli planujecie zakup, bo ten do tanich nie należy. Polecam w to zagrać fanom Erica, Kyle’a, Stana, Kenny’ego oraz reszty. Pozostałym radzę najpierw obejrzeć chociaż parę odcinków serialu, by się przekonać, czy humor tam prezentowany odpowiada waszym wymaganiom. A jeśli tak, to jak się postaracie, to powinniście jeszcze dorwać najnowszy numer CD-Action (12/2017), gdzie jednym z pełniaków jest „Kijek Prawdy”, który w większości mechaniką jest zbliżony do tegorocznego dzieła Ubisoftu.
ivory – bez odbioru